Nowe rozporządzenie może doprowadzić do chaosu

Autor:
11 sierpnia 2016

Pozornie korzystne dla pacjentów i neutralne dla świadczeniodawców nowe rozporządzenie o systemach teleinformatycznych w planowaniu świadczeń medycznych może doprowadzić do chaosu na listach oczekujących oraz problemów finansowych i organizacyjnych placówek medycznych.

W ostatnich tygodniach Ministerstwo Zdrowia zainicjowało konsultacje projektu rozporządzenia w sprawie minimalnej funkcjonalności dla systemów teleinformatycznych, umożliwiających realizację usług związanych z prowadzeniem przez świadczeniodawców list oczekujących na udzielenie świadczenia opieki zdrowotnej. Jest to akt wykonawczy do ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, który musi zostać wydany na nowo, ponieważ dotychczasowe rozporządzenie (z 19 kwietnia 2013 roku) utraciło moc 1 stycznia 2016 roku.


"Prawie" nic się nie zmienia


Projektodawca podkreśla w uzasadnieniu, że "przedłożony projekt powtarza zasadniczo treść" poprzedniego rozporządzenia ministra zdrowia w tej sprawie. I "zasadniczo" jest to prawda. Myliłby się jednak każdy, kto wysnułby stąd wniosek, że wejście w życie owego projektu będzie oznaczało kontynuację dotychczasowego stanu prawnego. Przeciwnie - z pozoru drobna zmiana, polegająca na rozdzieleniu uruchomienia przez świadczeniodawców określonych funkcjonalności informatycznych od spełnienia leżącego po stronie ministerstwa obowiązku wdrożenia tzw. Projektu P1 (Elektroniczna Platforma Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych) doprowadzić może bowiem do rewolucji w sposobie planowania świadczeń. Nie będą to niestety zmiany korzystne i poprawiające dostępność świadczeń. Trudno dziś nawet precyzyjnie oszacować wszystkie konsekwencje dla pacjentów i placówek medycznych choćby dlatego, że poszczególni świadczeniodawcy są na różnym etapie przygotowania do obsługi świadczeń drogą elektroniczną, a zdecydowana większość przepisów rozporządzenia miałaby wejść w życie już z chwilą ich ogłoszenia. Niektóre zapisy spotęgują więc patologie, z którymi autorzy projektu chcieliby się ostatecznie rozprawić.


Kolejki będą dłuższe, a zasoby gorzej wykorzystywane


Projekt zakłada obsługę funkcji zdalnej rezerwacji wizyt i monitorowania list oczekujących przez niezależne, rozproszone systemy własne świadczeniodawców. W połączeniu z brakiem Elektronicznej Platformy Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych, w szczególności funkcji e-skierowania, de facto likwiduje się w ten sposób możliwość skutecznego nadzoru nad racjonalnym wykorzystaniem zasobów. Doprowadzi to do sztucznego, skokowego wydłużenia list oczekujących, bo możliwość rezerwacji terminu będzie rzeczywiście bezkosztowa, przyspieszona i nieograniczona, ale obowiązek przedstawienia oryginału skierowania nadal będzie dotyczył wyłącznie formy papierowej. To właśnie Platforma P1 miała zapewnić synchronizację rezerwacji i wykorzystania skierowania, co całkowicie zapobiegłoby "zapasowym" rezerwacjom, które blokują miejsce następnym pacjentom szukającym terminów i skutkują sztucznym wydłużaniem list oczekujących.

Jak na ironię, w obecnej sytuacji działanie świadczeniodawcy na korzyść pacjenta i oczekiwanie na niego aż do terminu takiej "zapasowej" rezerwacji prowadzi do niewykonania usługi w ogóle - ani na rzecz rezerwującego, ani na rzecz innego pacjenta, który zapewne chętnie skorzystałby z wcześniejszego, faktycznie wolnego przecież terminu. Nowe regulacje spotęgują tylko to zjawisko, bo pacjenci z oczywistych względów będą nagminnie dokonywać wielu rezerwacji, a wykorzystywać jedynie niektóre z nich. Proponowane funkcje przypominania o terminach wizyt będą zdecydowanie niewystarczające do uniknięcia czy choćby ograniczenia tego efektu, zaś skala niegospodarności w wykorzystaniu zasobów - i to w sytuacji, gdy zapotrzebowanie na nie stale rośnie - będzie ogromna.

Ponadto, przyjęte w rozporządzeniu rozwiązania nie respektują specyfiki poszczególnych specjalizacji medycznych i praktyki funkcjonowania placówek, a w przypadku zmiany terminu rezerwacji całkowicie sztucznie i niepotrzebnie ograniczają formy kontaktu z pacjentem do komunikacji elektronicznej. W sytuacji, gdy wymóg akceptacji nowego terminu przez pacjenta już dziś jest rynkowym standardem, sposób komunikacji również powinien być z pacjentem uzgodniony w zależności od jego możliwości i preferencji. Należałoby po pierwsze zróżnicować wymagalność lub tryb prowadzenia listy oczekujących w zależności od profilu świadczenia. A po drugie wprowadzić warunki minimalne precyzji podawania terminu wizyty oraz możliwość zróżnicowania ich w zależności od profilu świadczenia i odległości terminu. Z zapisów o elektronicznej komunikacji z pacjentem w razie konieczności zmiany terminu należałoby w ogóle zrezygnować, bo - zapewne nieintencjonalnie - zawężają one katalog możliwości już sprawdzonych, akceptowanych i dość powszechnie wykorzystywanych.

Kolejnym mankamentem projektu wydaje się być niedoszacowanie czasu i nakładów finansowych, niezbędnych do wdrożenia projektowanych rozwiązań przez świadczeniodawców. Proponowane terminy wejścia przepisów w życie, będą dla części podmiotów całkowicie niewykonalne, a wręcz niebezpieczne (na przykład zbyt krótki czas na odpowiednie przetestowanie funkcji uwierzytelniania prowadzi wprost do obniżenia poziomu bezpieczeństwa danych medycznych). Nie uwzględniono też warunków inwestycyjnych dostawy odpowiednich rozwiązań. Obsługa proponowanych wymagań dla części podmiotów będzie przecież oznaczała konieczność wyboru i wdrożenia nowego oprogramowania, co stanowić będzie wydatek przekraczający możliwości ujęcia w jednym cyklu budżetowym, zwłaszcza gdyby rozporządzenie miało zostać opublikowane w trakcie roku budżetowego. Autorzy projektu nie dostrzegają też zagrożeń związanych ze stabilnością i wydajnością ePUAP. Niedawne incydenty dotyczące ciągłości działania tej platformy i ich szeroko opisywane w mediach przyczyny, budzą obawy o stabilność sługi tak ważnej dla bezpieczeństwa danych, jak uwierzytelnianie użytkownika. Nie są znane również, o ile w ogóle istnieją, analizy wpływu wejścia w życie rozporządzenia w obecnym kształcie na wydajność tej platformy.

Pośpiech nie jest dobrym doradcą

Branża medyczna jest od lat bardzo pozytywnie nastawiona do informatyzacji systemu ochrony zdrowia. Wielokrotnie dawała temu wyraz i udzielała wsparcia dla inicjatyw rządu poprzez aktywny udział w pracach nad poszczególnymi rozwiązaniami czy wprost dzieląc się swoimi doświadczeniami i know-how. Intencje i determinacja autorów projektu nowego rozporządzenia zasługują na szacunek. Polscy pacjenci już od dawna powinni mieć powszechny dostęp do dobrodziejstw nowych technologii w obszarze świadczeń zdrowotnych. Wiele placówek już go zresztą zapewnia w takim zakresie, w jakim jest to możliwe bez odpowiednich centralnych rozwiązań systemowych. Obiektywne przeszkody w postaci braku tych rozwiązań oraz praktyczne aspekty funkcjonowania świadczeniodawców w Polsce sprawiają jednak, że - przy wszystkich szlachetnych celach przyświecających projektodawcy - nazbyt spontaniczne działanie może zaowocować kolejnym "lekarstwem gorszym od choroby".

Wbrew deklaracjom poprzedniego kierownictwa Ministerstwa Zdrowia perspektywa uruchomienia Elektronicznej Platformy Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych nie obejmuje najbliższych miesięcy, lecz lata. Tym niemniej, warto poczekać przynajmniej na te elementy nowej platformy, które tak jak e-skierowanie mają krytyczne znaczenie dla niezakłóconego działania nowych funkcjonalności i rzeczywistego osiągnięcia celu, który przyświeca ich wprowadzaniu. Nie musi to być czas stracony. Jak widać powyżej - dość długa jest lista szczegółowych pomysłów, o których wciąż warto podyskutować z praktykami; wciąż niewystarczająco wydajnie i bezpiecznie działają inne składowe systemu (ePUAP). A nawet jeśli całość nowych rozwiązań miałaby ostatecznie zafunkcjonować dopiero za kilka lat, to działania na rzecz przygotowania świadczeniodawców w zakresie odpowiedniej infrastruktury informatycznej i tak należy podjąć niezwłocznie.
 

Pozornie korzystne dla pacjentów i neutralne dla świadczeniodawców nowe rozporządzenie o systemach teleinformatycznych w planowaniu świadczeń medycznych może doprowadzić do chaosu na listach oczekujących oraz problemów finansowych i organizacyjnych placówek medycznych.

W ostatnich tygodniach Ministerstwo Zdrowia zainicjowało konsultacje projektu rozporządzenia w sprawie minimalnej funkcjonalności dla systemów teleinformatycznych, umożliwiających realizację usług związanych z prowadzeniem przez świadczeniodawców list oczekujących na udzielenie świadczenia opieki zdrowotnej. Jest to akt wykonawczy do ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, który musi zostać wydany na nowo, ponieważ dotychczasowe rozporządzenie (z 19 kwietnia 2013 roku) utraciło moc 1 stycznia 2016 roku.


„Prawie” nic się nie zmienia


Projektodawca podkreśla w uzasadnieniu, że „przedłożony projekt powtarza zasadniczo treść” poprzedniego rozporządzenia ministra zdrowia w tej sprawie. I „zasadniczo” jest to prawda. Myliłby się jednak każdy, kto wysnułby stąd wniosek, że wejście w życie owego projektu będzie oznaczało kontynuację dotychczasowego stanu prawnego. Przeciwnie – z pozoru drobna zmiana, polegająca na rozdzieleniu uruchomienia przez świadczeniodawców określonych funkcjonalności informatycznych od spełnienia leżącego po stronie ministerstwa obowiązku wdrożenia tzw. Projektu P1 (Elektroniczna Platforma Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych) doprowadzić może bowiem do rewolucji w sposobie planowania świadczeń. Nie będą to niestety zmiany korzystne i poprawiające dostępność świadczeń. Trudno dziś nawet precyzyjnie oszacować wszystkie konsekwencje dla pacjentów i placówek medycznych choćby dlatego, że poszczególni świadczeniodawcy są na różnym etapie przygotowania do obsługi świadczeń drogą elektroniczną, a zdecydowana większość przepisów rozporządzenia miałaby wejść w życie już z chwilą ich ogłoszenia. Niektóre zapisy spotęgują więc patologie, z którymi autorzy projektu chcieliby się ostatecznie rozprawić.


Kolejki będą dłuższe, a zasoby gorzej wykorzystywane


Projekt zakłada obsługę funkcji zdalnej rezerwacji wizyt i monitorowania list oczekujących przez niezależne, rozproszone systemy własne świadczeniodawców. W połączeniu z brakiem Elektronicznej Platformy Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych, w szczególności funkcji e-skierowania, de facto likwiduje się w ten sposób możliwość skutecznego nadzoru nad racjonalnym wykorzystaniem zasobów. Doprowadzi to do sztucznego, skokowego wydłużenia list oczekujących, bo możliwość rezerwacji terminu będzie rzeczywiście bezkosztowa, przyspieszona i nieograniczona, ale obowiązek przedstawienia oryginału skierowania nadal będzie dotyczył wyłącznie formy papierowej. To właśnie Platforma P1 miała zapewnić synchronizację rezerwacji i wykorzystania skierowania, co całkowicie zapobiegłoby „zapasowym” rezerwacjom, które blokują miejsce następnym pacjentom szukającym terminów i skutkują sztucznym wydłużaniem list oczekujących.

Jak na ironię, w obecnej sytuacji działanie świadczeniodawcy na korzyść pacjenta i oczekiwanie na niego aż do terminu takiej „zapasowej” rezerwacji prowadzi do niewykonania usługi w ogóle – ani na rzecz rezerwującego, ani na rzecz innego pacjenta, który zapewne chętnie skorzystałby z wcześniejszego, faktycznie wolnego przecież terminu. Nowe regulacje spotęgują tylko to zjawisko, bo pacjenci z oczywistych względów będą nagminnie dokonywać wielu rezerwacji, a wykorzystywać jedynie niektóre z nich. Proponowane funkcje przypominania o terminach wizyt będą zdecydowanie niewystarczające do uniknięcia czy choćby ograniczenia tego efektu, zaś skala niegospodarności w wykorzystaniu zasobów – i to w sytuacji, gdy zapotrzebowanie na nie stale rośnie – będzie ogromna.

Ponadto, przyjęte w rozporządzeniu rozwiązania nie respektują specyfiki poszczególnych specjalizacji medycznych i praktyki funkcjonowania placówek, a w przypadku zmiany terminu rezerwacji całkowicie sztucznie i niepotrzebnie ograniczają formy kontaktu z pacjentem do komunikacji elektronicznej. W sytuacji, gdy wymóg akceptacji nowego terminu przez pacjenta już dziś jest rynkowym standardem, sposób komunikacji również powinien być z pacjentem uzgodniony w zależności od jego możliwości i preferencji. Należałoby po pierwsze zróżnicować wymagalność lub tryb prowadzenia listy oczekujących w zależności od profilu świadczenia. A po drugie wprowadzić warunki minimalne precyzji podawania terminu wizyty oraz możliwość zróżnicowania ich w zależności od profilu świadczenia i odległości terminu. Z zapisów o elektronicznej komunikacji z pacjentem w razie konieczności zmiany terminu należałoby w ogóle zrezygnować, bo – zapewne nieintencjonalnie – zawężają one katalog możliwości już sprawdzonych, akceptowanych i dość powszechnie wykorzystywanych.

Kolejnym mankamentem projektu wydaje się być niedoszacowanie czasu i nakładów finansowych, niezbędnych do wdrożenia projektowanych rozwiązań przez świadczeniodawców. Proponowane terminy wejścia przepisów w życie, będą dla części podmiotów całkowicie niewykonalne, a wręcz niebezpieczne (na przykład zbyt krótki czas na odpowiednie przetestowanie funkcji uwierzytelniania prowadzi wprost do obniżenia poziomu bezpieczeństwa danych medycznych). Nie uwzględniono też warunków inwestycyjnych dostawy odpowiednich rozwiązań. Obsługa proponowanych wymagań dla części podmiotów będzie przecież oznaczała konieczność wyboru i wdrożenia nowego oprogramowania, co stanowić będzie wydatek przekraczający możliwości ujęcia w jednym cyklu budżetowym, zwłaszcza gdyby rozporządzenie miało zostać opublikowane w trakcie roku budżetowego. Autorzy projektu nie dostrzegają też zagrożeń związanych ze stabilnością i wydajnością ePUAP. Niedawne incydenty dotyczące ciągłości działania tej platformy i ich szeroko opisywane w mediach przyczyny, budzą obawy o stabilność sługi tak ważnej dla bezpieczeństwa danych, jak uwierzytelnianie użytkownika. Nie są znane również, o ile w ogóle istnieją, analizy wpływu wejścia w życie rozporządzenia w obecnym kształcie na wydajność tej platformy.

Pośpiech nie jest dobrym doradcą

Branża medyczna jest od lat bardzo pozytywnie nastawiona do informatyzacji systemu ochrony zdrowia. Wielokrotnie dawała temu wyraz i udzielała wsparcia dla inicjatyw rządu poprzez aktywny udział w pracach nad poszczególnymi rozwiązaniami czy wprost dzieląc się swoimi doświadczeniami i know-how. Intencje i determinacja autorów projektu nowego rozporządzenia zasługują na szacunek. Polscy pacjenci już od dawna powinni mieć powszechny dostęp do dobrodziejstw nowych technologii w obszarze świadczeń zdrowotnych. Wiele placówek już go zresztą zapewnia w takim zakresie, w jakim jest to możliwe bez odpowiednich centralnych rozwiązań systemowych. Obiektywne przeszkody w postaci braku tych rozwiązań oraz praktyczne aspekty funkcjonowania świadczeniodawców w Polsce sprawiają jednak, że – przy wszystkich szlachetnych celach przyświecających projektodawcy – nazbyt spontaniczne działanie może zaowocować kolejnym „lekarstwem gorszym od choroby”.

Wbrew deklaracjom poprzedniego kierownictwa Ministerstwa Zdrowia perspektywa uruchomienia Elektronicznej Platformy Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych nie obejmuje najbliższych miesięcy, lecz lata. Tym niemniej, warto poczekać przynajmniej na te elementy nowej platformy, które tak jak e-skierowanie mają krytyczne znaczenie dla niezakłóconego działania nowych funkcjonalności i rzeczywistego osiągnięcia celu, który przyświeca ich wprowadzaniu. Nie musi to być czas stracony. Jak widać powyżej – dość długa jest lista szczegółowych pomysłów, o których wciąż warto podyskutować z praktykami; wciąż niewystarczająco wydajnie i bezpiecznie działają inne składowe systemu (ePUAP). A nawet jeśli całość nowych rozwiązań miałaby ostatecznie zafunkcjonować dopiero za kilka lat, to działania na rzecz przygotowania świadczeniodawców w zakresie odpowiedniej infrastruktury informatycznej i tak należy podjąć niezwłocznie.
 

Inne artykuły

Koniec z operacją kolana. Nowa metoda leczenia bez skalpela dostępna w Polsce

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 14.08.2025

Zerwane więzadło krzyżowe przednie (ACL) to jedna z najczęstszych i najbardziej dotkliwych kontuzji wśród osób aktywnych fizycznie. Odpowiada nawet za 50% wszystkich uszkodzeń więzadeł kolanowych. Przez wiele lat jedyną metodą leczenia była operacja. Jednak enel-sport wdraża przełomową i cały czas rzadką metodę leczenia tzw. Cross Bracing Protocol. Dzięki niej można uniknąć operacji, ponieważ procedura wspiera naturalną regenerację więzadła.

Więzadło krzyżowe przednie (ACL) to jeden z kluczowych stabilizatorów stawu kolanowego. Odpowiada za kontrolę ruchu przedniego przesunięcia i rotacji kości piszczelowej względem kości udowej, czyli pomaga kolanu „trzymać tor”. Gdy ACL zostaje uszkodzone, odczuwa się niestabilność, kolana niepewność, a każdy krok może powodować ból.

– Urazy ACL stanowią nawet połowę wszystkich uszkodzeń więzadeł kolanowych, a aż 70% z nich powstaje bez kontaktu z przeciwnikiem czy przeszkodą, np. przy gwałtownej zmianie kierunku biegu, lądowaniu po wyskoku czy dynamicznym zatrzymaniu. Tego typu mechanizm urazu dotyczy szczególnie sportów, takich jak: piłka nożna, siatkówka, narciarstwo, czy koszykówka. Co więcej, kobiety są kilka razy razy bardziej narażone na zerwanie ACL niż mężczyźni i to nie tylko z powodu intensywności sportu, ale również przez różnice anatomiczne i biomechaniczne. To dlatego coraz więcej fizjoterapeutów i lekarzy szuka nowoczesnych, mniej inwazyjnych metod leczenia, tj. Cross Bracing Protocol – mówi Mikołaj Pawłowski, fizjoterapeuta enel-sport.

Operacyjny ratunek

Przez lata standardowym postępowaniem w przypadku całkowitego zerwania więzadła ACL była operacja, tzw. rekonstrukcja więzadła, czyli chirurgiczne odtworzenie więzadła z użyciem przeszczepu. To inwazyjny zabieg, po którym pacjenta czeka wiele tygodni żmudnej i intensywnej rehabilitacji.

W wielu przypadkach operacja rzeczywiście jest potrzebna i nie da się jej uniknąć, zwłaszcza u sportowców zawodowych lub przy uszkodzeniach wielowięzadłowych. Jednak nie każdy przypadek wymaga takiego samego postępowania. Coraz częściej mamy do czynienia z pacjentami, którzy trafiają do nas na bardzo wczesnym etapie po urazie, z dobrze zachowaną strukturą stawu i dużą motywacją do rehabilitacji. W takich przypadkach alternatywy są nie tylko możliwe, ale wręcz wskazane – mówi lek. Rafał Mikusek, specjalista ortopedii i traumatologii narządu ruchu enel-sport.

Co ważne, zabieg operacyjny, mimo że jest skuteczny, nie zawsze gwarantuje powrót do pełnej sprawności. Część pacjentów nie odzyskuje dawnej formy, a ryzyko ponownego zerwania ACL po rekonstrukcji wynosi nawet 20-30% w ciągu kilku lat od zabiegu, jak wynika z American Journal of Sports Medicine. Do tego dochodzą powikłania pooperacyjne, konieczność hospitalizacji. W odpowiedzi na te wyzwania, coraz większe zainteresowanie w środowisku fizjoterapeutycznym i ortopedycznym budzą metody zachowawcze, czyli takie, które pozwalają leczyć ACL bez konieczności operacji, pod warunkiem odpowiedniej kwalifikacji pacjenta i rygorystycznego przestrzegania protokołu leczenia.

Nowa szansa dla kolan

Dla wielu pacjentów diagnoza „zerwane więzadło ACL” automatycznie oznaczała operację, blizny, miesiące wyłączenia z aktywności i wysokie koszty. Dziś, dzięki rozwojowi wiedzy i nowoczesnych metod rehabilitacji, pojawia się realna alternatywa, czyli leczenie zachowawcze według protokołu Cross Bracing. To metoda, która polega na wykorzystaniu naturalnego potencjału regeneracyjnego organizmu, bez konieczności przeprowadzania operacji. Kluczowym elementem terapii jest ustawienie kolana w określonym kącie zgięcia, co sprzyja samoistnemu zrośnięciu zerwanego więzadła. Równolegle prowadzona jest ściśle kontrolowana fizjoterapia, która wzmacnia mięśnie stabilizujące i przywraca funkcję stawu. Cross Bracing może być stosowany w większości przypadków zerwania ACL odpowiednio wcześnie wychwyconych. Każdy przypadek jest analizowany indywidualnie, co pozwala na odpowiednią kwalifikację do wybranej procedury, tak by uzyskać najlepszy efekt leczenia. Liczy się tu szybkość działania, bo terapię najlepiej wdrożyć w ciągu kilku do kilkunastu dni od urazu.

Wprowadzenie metody Cross Bracing do oferty enel-sport to kolejny krok w stronę nowoczesnej, mniej inwazyjnej ortopedii. To również odpowiedź na potrzeby pacjentów szukających indywidualnego podejścia i realnych alternatyw dla leczenia chirurgicznego. Dzięki tej metodzie leczenie może być szybsze, tańsze i łatwiej dostępne, szczególnie dla osób aktywnych fizycznie, które chcą jak najszybciej wrócić do normalnego życia – dodaje lek. Rafał Mikusek.

***

Źródło danych:
Evans J., Mabrouk A., Nielson J. L., Anterior Cruciate Ligament (ACL) Injury, 2023. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/books/NBK499848/.

Przeczytaj teraz

Medycyna szkolna tematem spotkania w Ministerstwie Zdrowia

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 7.08.2025

7 sierpnia 2025 r. w siedzibie Ministerstwa Zdrowia przedstawiciele Pracodawców Medycyny Prywatnej (PMP) wzięli udział w spotkaniu z Dyrektor Departamentu Równości w Zdrowiu – Dagmarą Korbasińską-Chwedczuk. Dyskusja dotyczyła medycyny szkolnej.

W spotkaniu udział wzięli także przedstawiciele: Departamentu Równości w Zdrowiu, Departamentu Lecznictwa oraz Centrum e-Zdrowia. Pracodawców Medycyny Prywatnej reprezentowali: Barbara Kopeć – Wiceprezeska Zarządu PMP, Paweł Łangowski – Członek Zarządu PMP oraz eksperci: Katarzyna Kot-Nowak i Karolina Kryszkiewicz.

Rozmawialiśmy na temat m.in.:
✅ ujednolicenia standardu liczby uczniów przypadających na etat pielęgniarki niezależnie od typu placówki czy profilu ucznia,
✅ nowego podejścia do opieki profilaktycznej w szkołach z małą liczbą uczniów oraz na terenach wiejskich,
✅ rozszerzenie roli i kompetencji pielęgniarki szkolnej,
✅ aktywnego włączenia pielęgniarek szkolnych w realizację krajowych i lokalnych programów zdrowotnych,
✅ aktualizacji testów przesiewowych i bilansów zdrowia dziecka,
✅ cyfryzacji działań profilaktycznych,
✅ doposażenia gabinetów profilaktycznych w sprzęt diagnostyczny.

Bardzo dziękujemy za możliwość spotkania, wysłuchanie naszych postulatów oraz owocną dyskusję.

Przeczytaj teraz

Wakacje bez zaplanowanego wyjazdu? Specjalista Medicover radzi, jak najlepiej spędzić staycation

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 30.07.2025

Urlop nie musi być związany z podróżowaniem. W ostatnich latach coraz więcej osób zamiast wyjazdowej formy wypoczynku wybiera właśnie staycation. Czym są i jak spędzić je w ciekawy oraz aktywny sposób, dbając przy tym o swoje zdrowie?

Zgodnie z najnowszymi badaniami, zdecydowana większość Polaków, bo aż 84,1%, korzysta z wakacji poza domem co najmniej raz w roku. Najpopularniejszą opcją jest jeden wyjazd rocznie (34,4% badanych), choć niewiele mniej, bo 30,2%, decyduje się na dwa urlopy, natomiast 4,3% osób w ogóle nie spędza wakacji poza miejscem zamieszkania1.

Staycation nie jest nowym zjawiskiem, jednak dopiero od niedawna zyskuje na popularności. Termin powstał z połączenia dwóch słów z języka angielskiego – „stay” (zostać) oraz „vacation” (urlop) i oznacza wakacje bez konieczności wyjazdu2. Coraz więcej osób decyduje się na taki model spędzania wolnego czasu, co bywa uwarunkowane m.in. oszczędnością, niechęcią do podejmowania trudów podróży czy dążeniem do bycia bardziej ekologicznym poprzez minimalizację śladu węglowego oraz zużycia zasobów. Wybierając staycation nie trzeba także rezygnować z codziennych wygód i rytuałów, można zapomnieć o stresie związanym z pakowaniem i planowaniem skomplikowanej logistyki. Ze względu na te udogodnienia jest to dobra alternatywa dla rodzin z małymi dziećmi lub/i zwierzętami.  

Jeśli spędzasz swoje staycation w Trójmieście albo przebywasz tutaj na urlopie i lubisz odpoczywać w aktywny sposób, koniecznie odwiedź Medicover Sport Beach. Do 31 sierpnia strefa czeka na wszystkich gości przy kultowym wejściu M15, pod adresem al. F. Mamuszki 15., gdzie można korzystać z profesjonalnych boisk do tenisa plażowego oraz siatkówki, toru i deski do skimboardu oraz strefy relaksu z wygodnymi leżakami. Do ogólnodostępnej strefy Medicover Sport Beach może przyjść każdy, bez względu na wiek czy poziom zaawansowania. Co więcej, dla użytkowników aktywnych pakietów Medicover Sport dostęp do wypożyczalni sprzętu jest bezpłatny!

Jeśli swoje staycation spędzasz jednak gdzieś indziej, Lidia Zamyłko z Medicover Sport radzi, co można zrobić, aby jak najlepiej i najaktywniej spędzić ten czas:

  • ustal konkretne cele i oczekiwania na ten czas. Zastanów się, czy chcesz wypocząć i się zrelaksować, nadrobić zaległości czytelnicze, spędzić czas z bliskimi, a może lepiej poznać okolicę?
  • Pamiętaj, aby nawet w trakcie urlopu pozostać aktywnym. Aktywność fizyczna poprawia kondycję układu krążenia i oddechowego, wzmacnia układ mięśniowo-szkieletowy, a także redukuje ryzyko wielu chorób przewlekłych. Pakiet Medicover Sport daje dostęp do ponad 5700 obiektów sportowych w całej Polsce, z których możesz wybrać ten dostosowany do własnych potrzeb. Jeśli nie masz pomysłu na trening – polecamy Strefę Treningu w aplikacji Medicover Sport, a w niej dostęp do ponad 200 gotowych treningów, które można zrobić zawsze i wszędzie, niezależnie od poziomu zaawansowania.
  • Zaplanuj atrakcje. W lecie znajdziesz w swojej okolicy darmowe wydarzenia, takie jak kino plenerowe, joga w parku, wystawy, wycieczki z przewodnikiem czy warsztaty. Lubisz spędzać czas aktywnie na łonie natury? Wybierz się na wycieczkę rowerową do pobliskiego lasu, na kąpielisko lub basen. Pakiet Medicover Sport to dostęp do 665 basenów wewnętrznych i zewnętrznych w całej Polsce, a także do kortów tenisowych, ścianek wspinaczkowych czy zajęć z różnych rodzajów tańca. Każdy może wybrać coś dla siebie.
  • Urlop to czas na odpoczynek i dbanie o swój wellbeing, który często spada na dalszy plan w wirze codziennych obowiązków. Aplikacja Medicover Sport to znacznie więcej niż treningi i dostępy na siłownie. W Strefie Dobrego Samopoczucia znajdziesz także profesjonalne narzędzia do poprawy samopoczucia i radzenia sobie ze stresem – aplikację Mindy. Znajdziesz tam między innymi ćwiczenia autoterapeutyczne oraz prowadzone medytacje, które pomogą Ci osiągnąć wewnętrzną równowagę.

Urlop to nie tylko prawo, ale i obowiązek względem naszego organizmu. Oddech od obowiązków skutkuje obniżeniem kortyzolu, hormonu stresu we krwi, czego skutkiem jest między innymi poprawa jakości snu. Odpoczynek nie musi jednak wiązać się z wyjazdem. Staycation może ułatwić dobre zaplanowanie cennego wolnego czasu dla siebie i swoich bliskich. Takie spokojne wakacje mogą przynieść nam wiele korzyści, zarówno dla zdrowia fizycznego, jak i psychicznego. Warto jednak zaplanować je w świadomy sposób, odbiegający od codziennej rutyny, w czym może pomóc pakiet Medicover Sport.

***

Źródła:

  1. https://www.europodroze.pl/aktualnosci/nawyki-urlopowe-polakow-raport-2025 ↩︎
  2. https://www.futuremarketinsights.com/reports/staycation-overview-and-analysis ↩︎
Przeczytaj teraz

Kłótnie czy szansa na lepsze relacje? Rodzinne wakacje pod lupą psychologa

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 26.07.2025

Wakacje trwają w najlepsze, a wraz z nimi czas odpoczynku, rodzinnych wyjazdów i dłuższych chwil spędzanych razem. Z jednej strony sprzyja to zacieśnianiu więzi, z drugiej może obnażyć rodzinne trudności. Podczas wakacji zmieniają się codzienne rutyny, a relacje wystawione są na próbę w nowych, często nieprzewidywalnych warunkach, tj. ograniczona przestrzeń, różnice w oczekiwaniach, zmęczenie czy upały. Psycholożka centrum medycznego enel-med podpowiada, jak świadomie budować relacje podczas wakacyjnych dni i jak radzić sobie z wyzwaniami, które mogą się pojawić.

– Wakacje to dla wielu rodzin wyjątkowy czas, ale też okres, w którym pojawia się szerokie spektrum potencjalnych konfliktów. Zdarza się, że każdy z członków rodziny wchodzi w ten okres z innym poziomem zmęczenia, innym pomysłem na odpoczynek i innymi oczekiwaniami wobec wspólnych dni. Dla jednych relaks to spokojne czytanie książki, dla innych intensywna aktywność na świeżym powietrzu. Konfliktowe potrafią być nawet tak pozornie błahe kwestie jak wybór jedzenia czy plan dnia. Przebodźcowane organizmy reagują bardziej emocjonalnie, a niewyrażone potrzeby prowadzą do nieporozumień. Dlatego już przed wyjazdem warto usiąść razem i porozmawiać na temat oczekiwań wakacyjnego odpoczynku. Taka rozmowa to pierwszy krok do tego, aby każdy członek rodziny czuł się zaopiekowany, a wakacje były rzeczywiście wspólnym, dobrym doświadczeniem – mówi Sylwia M. Bartczak, psycholożka enel-med.

Mniej czasu z ekranem, więcej z rodziną

Podczas roku szkolnego i pracy nasze dni toczą się według ustalonych schematów, tj. obowiązki, plan dnia, zajęcia dodatkowe. Wakacje wprowadzają w codzienność więcej swobody i elastyczności, co z jednej strony sprzyja zacieśnianiu rodzinnych relacji, ale z drugiej może prowadzić do napięć. Kiedy nagle spędzamy ze sobą więcej czasu, ważne staje się uważne planowanie wspólnego wypoczynku, tak aby każdy z członków rodziny miał przestrzeń na odpoczynek w zgodzie ze swoimi potrzebami. 

Ekspertka enel-med zwraca także uwagę, że w czasie wolnym od rutyny warto odłożyć na bok codzienne rozpraszacze takie jak ekrany telefonów, komputerów czy telewizorów. Zamiast tego warto postawić na aktywności, które angażują wszystkich i pozwalają na prawdziwy odpoczynek, jak wspólne spacery, gry, rozmowy, czy po prostu chwile spędzone razem bez pośpiechu. Umiejętne planowanie dnia, w którym znajdzie się czas zarówno na aktywność, jak i na wyciszenie, pomaga wszystkim członkom rodziny złapać równowagę i w pełni skorzystać z wakacyjnego czasu.

Więcej przestrzeni dla każdego

Choć wakacje kojarzą się z relaksem, dla wielu rodzin mogą być także okresem wzmożonego napięcia. Rodzice często wchodzą w wakacyjny czas już mocno przemęczeni obowiązkami zawodowymi i codziennym pośpiechem, a dzieci, przyzwyczajone do zorganizowanych zajęć, zaczynają się nudzić lub testować granice. W takich warunkach łatwo o frustrację. Rodzina na wczasach funkcjonuje trochę jak mała społeczność, w której każdy musi się nauczyć kompromisu i zauważać potrzeby innych. Tym bardziej, że wakacje to także czas, kiedy dzieci naturalnie dążą do większej autonomii. Chcą same decydować, próbować nowych rzeczy, czasem nawet ryzykować. Dla rodziców bywa to trudne, dlatego warto rozmawiać o granicach i oczekiwaniach.

Także dorośli potrzebują chwili dla siebie. Należy zadbać, by każdy z członków rodziny miał przestrzeń na własne zainteresowania i możliwość wyciszenia, nawet jeśli oznacza to czas spędzony osobno. To pozwala wszystkim lepiej funkcjonować razem i czerpać z wakacji prawdziwą radość oraz regenerację.

– Po powrocie z wakacji warto znaleźć czas na spokojne podsumowanie wspólnych doświadczeń. Odpowiedzieć sobie pytania: co nam się udało, co sprawiło trudność, co moglibyśmy zrobić inaczej następnym razem. Takie rozmowy pomagają lepiej zrozumieć potrzeby każdego członka rodziny i budują mocniejsze relacje na przyszłość. Warto pamiętać, że wakacje to nie tylko czas odpoczynku, ale również okazja do nauki o sobie nawzajem. Świadomość własnych emocji, umiejętność słuchania innych i okazywanie empatii sprawiają, że ten wspólny czas staje się nie tylko miłym wspomnieniem, ale też ważnym krokiem w budowaniu rodzinnej bliskości – dodaje Sylwia M. Bartczak z enel-med.

Komentarz ekspertki (Sylwia M. Bartczak, psycholożka enel-med):

Przeczytaj teraz

Gratulacje dla Minister Zdrowia

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 24.07.2025

Prezes Zarządu Pracodawców Medycyny Prywatnej – Dr Artur Białkowski – pogratulował Dr Jolancie Sobierańskiej-Grendzie objęcia funkcji Ministra Zdrowia.

– Kierowanie pracami resortu zdrowia jest ogromnym zaszczytem, ale i zadaniem niewątpliwie wymagającym. Jestem przekonany, że Pani wiedza, doświadczenie, bogaty dorobek managerski i akademicki przyczyni się do bardziej optymalnego wykorzystania zasobów prywatnej ochrony zdrowia w lepszym dostępie do świadczeń opieki zdrowotnej dla pacjentów. Nasze nadzieje pokładamy w szybkim wdrożeniu nowej jakości w ochronie zdrowia, wynikającej z praktycznego doświadczenia i znajomości realiów symbiozy, a także uzupełniania się prywatnego i publicznego systemu ochrony zdrowia. Mam olbrzymią nadzieję, że dotychczas prezentowana otwartość na dialog przekuje się na jeszcze bardziej zażyłe interakcje z partnerami społecznymi – czytamy w piśmie.

Pełna treść listu dostępna jest poniżej.

Przeczytaj teraz

Medicover dołącza do Forum Odpowiedzialnego Biznesu

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 23.07.2025

Medicover został partnerem Forum Odpowiedzialnego Biznesu, największej i najdłużej działającej organizacji w Polsce promującej zrównoważony rozwój. To partnerstwo podkreśla holistyczne i długoletnie zaangażowanie Medicover w integrację zrównoważonego rozwoju w główną misję organizacji, jaką jest poprawa i utrzymanie zdrowia i dobrego samopoczucia.

Podstawowym celem Medicover jest zwiększanie dostępu do wysokiej jakości opieki zdrowotnej, promowanie profilaktyki i zdrowego stylu życia. W 2024 r. Medicover przebadał 5,8 miliona osób pod kątem chorób stanowiących poważne zagrożenie dla życia (których rozwój można powstrzymać dzięki wczesnej diagnostyce i leczeniu), a do 2030 r. firma planuje zwiększyć liczbę badań do 10 milionów osób rocznie. Medicover konsekwentnie zwiększa swój wpływ na zdrowie (Health Impact), traktując go jako kluczowy miernik skuteczności działań.

Medicover realizuje swoją misję w sektorze ochrony zdrowia przy jednoczesnej minimalizacji wpływu tych działań na środowisko. Dzięki energooszczędnym obiektom, redukcji odpadów i inwestycji w OZE od 2020 r. Medicover zmniejszył już intensywność emisji zakresu 1 i 2 o 35% i zobowiązuje się do osiągnięcia zerowej emisji netto do 2050 r. 24% energii elektrycznej w 2024 r. Medicover pozyskiwał z certyfikowanych źródeł odnawialnych. Przystąpienie do Forum Odpowiedzialnego Biznesu stanowi potwierdzenie konsekwentnej realizacji strategii zrównoważonego rozwoju przez firmę.

Jednak zrównoważony rozwój to nie tylko wpływ na zdrowie i dbałość o środowisko, ale także społeczna odpowiedzialność biznesu i ład korporacyjny. Dla Medicover priorytetem w tym zakresie jest tworzenie inkluzywnego miejsca pracy, elastycznych zasad dla pracowników w sektorze opieki zdrowotnej i zapewnianie im narzędzi i zasobów potrzebnych do świadczenia wysokiej jakości opieki. Medicover utworzył prawie 3000 nowych miejsc pracy w sektorze opieki zdrowotnej w 2024 r. i oferuje innowacyjne platformy wsparcia dla dobrego samopoczucia i wsparcia psychologicznego pracowników. Ponad 40 000 osób z zespołu Medicover podpisało Kodeks Postępowania Etycznego i Politykę Antykorupcyjną, co potwierdza transparentność organizacji i duże przywiązanie do etyki.

– Dołączamy do prestiżowego grona firm, które w podobny sposób postrzegają rolę biznesu w budowaniu wartości dla społeczeństwa. Partnerstwo to otwiera przed nami nowe możliwości w zakresie dalszego doskonalenia praktyk z zakresu zrównoważonego biznesu, czerpania z bogatego doświadczenia innych członków Forum oraz aktywnego kształtowania standardów odpowiedzialnego biznesu w sektorze opieki zdrowotnej. Medicover zamierza aktywnie angażować się w inicjatywy FOB, w tym w prace grup roboczych, webinaria i wydarzenia branżowe, dzieląc się własnymi osiągnięciami i wspólnie z innymi organizacjami poszukując innowacyjnych rozwiązań dla kluczowych wyzwań w obszarze zrównoważonego rozwoju – komentuje Richard Sands, Dyrektor ds. Zrównoważonego Rozwoju w Medicover.

Zaangażowanie Medicover w zrównoważony rozwój jest doceniane przez Upright Project, który plasuje Medicover w gronie 10% najlepszych firm (spośród notowanych na giełdzie na świecie) pod względem pozytywnego wpływu wywieranego przez zrównoważony rozwój. Analiza Upright Project pokazuje również, że pozytywny wpływ, jaki Medicover wywiera na: zdrowie, społeczeństwo i środowisko – jest trzykrotnie większy niż zasoby, które firma konsumuje w ramach swojej działalności. To potwierdzenie, że działania Medicover realnie przyczyniają się do poprawy jakości życia i zdrowia społeczności, w których firma działa, przy jednoczesnym zachowaniu odpowiedzialności środowiskowej.

Ponad 90% aktywności podejmowanych przez Medicover bezpośrednio przyczynia się do realizacji Celu Zrównoważonego Rozwoju ONZ nr 3 – Dobre Zdrowie i Dobrobyt dla Wszystkich. Dla Medicover zrównoważony rozwój to nie tylko obowiązek raportowy, ale przede wszystkim ramy do budowania zaangażowania – zarówno wśród pracowników, jak i klientów, pacjentów oraz całego otoczenia firmy – w tworzenie zdrowszej, bardziej odpowiedzialnej przyszłości.

Przeczytaj teraz