Być jak Thomas Piketty
Robert Mołdach
Pracodawcy Medycyny Prywatnej
Podczas V Kongresu Prawa i Sprawiedliwości prezes Jarosław Kaczyński krytycznie odniósł się do tempa zmian w sektorze ochrony zdrowia – „Pewien niepokój wzbudza także sytuacja w sferze służby zdrowia. Może się mylę, ale wydaje mi się, że zaawansowanie prac nad tą, tak bardzo potrzebną zmianą, jest tam jeszcze zbyt małe”.
Aby zrozumieć te słowa krytyki należy sięgnąć do książki Thomasa Piketty’ego „Kapitał w XXI wieku”, predestynującej do najważniejszej ekonomicznej książki dekady, a jednocześnie mającej czytelne odniesienia w Programie PiS. Piketty pisze wyraźnie: „Aby europejskie państwo socjalne mogło w sposób trwały spełniać swe zadania, zwłaszcza w dziedzinach edukacji, zdrowia i bezpieczeństwa, powinno nadal posiadać niezbędne do tego aktywa publiczne.”
Piketty zdaje się wierzyć, że tylko publiczna własność infrastruktury ochrony zdrowia może zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne wszystkim obywatelom i niwelować nierówności w zdrowiu. Tymczasem w Polsce wciąż mamy tysiące prywatnych praktyk lekarskich, centrów opieki specjalistycznej i setki prywatnych szpitali, które korzystają ze środków publicznych. Ta sytuacja może ulec wkrótce zmianie. Reforma, którą materializuje od 1 lipca 2016 roku minister Konstanty Radziwiłł opiera się na trzech filarach: publicznej własności przekształcanych szpitali, kryteriach oceny ofert preferujących koncentrację świadczeń i dostosowanej do skali tych skoncentrowanych podmiotów rewizji wyceny, która zakłada rozproszone koszty stałe.
Dokąd te rozwiązania prowadzą? Koncentracja świadczeń dyktowana interesem ekonomicznym a nie uwarunkowaniami klinicznymi, oddali opiekę od pacjenta. Założenie, że tak uformowane centra usług, które nazywam Ośrodkami Usług Skoncentrowanych, przy braku naturalnej konkurencji, sprostają niskiej wycenie przy zachowaniu wysokiej jakości, wydaje się problematyczne.
Towarzyszący temu odpływ świadczeń z samodzielnych ośrodków AOS i lokalnych szpitali jednego dnia oraz chirurgii planowej osłabi opiekę specjalistyczną w miejscu zamieszkania. Sprowadzenie opieki środowiskowej do opieki socjalnej i lekarza POZ, nawet z poszerzonymi kompetencjami, nie skompensuje niedoborów opieki specjalistycznej w miejscu zamieszkania pacjenta. Przejmujące ciężar lokalnej opieki Ośrodki Usług Skoncentrowanych nie będą w stanie wchłonąć zwiększonego wolumenu pacjentów i skali problemów klinicznych ze względu na problem „wąskich drzwi”. Nadmiar zasobów jest pozorny – dotyczy ciężkiej diagnostyki, łóżek, ale już nie zestawów chirurgicznych, instrumentariuszek, anestezjologów, logistyki ruchu pacjenta.
W efekcie pogorszy się dostępność opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych i żywiołowo rozwiną się środowiskowe usługi prywatne płatne z kieszeni pacjenta, co oznacza wzrost nierówności w zdrowiu. Część pacjentów, pozbawiona dostępu do świadczeń specjalistycznych w rejonie zamieszkania, zrezygnuje z opieki finansowanej ze środków publicznych. Odda miejsce innym (pozorne skrócenie kolejek), a sama skorzysta z opieki finansowanej prywatnie lub co gorsza w ogóle zrezygnuje ze świadczeń. To oznacza skrócenie długości życia i długości życia w zdrowiu.
Nie kwestionuję celów, które reforma ministra zdrowia ma hipotetycznie realizować – dostosowanie infrastruktury do potrzeb, lepsze wykorzystanie środków publicznych, wzrost efektywności systemu jako całości, poprawa jakości poprzez wyeliminowanie ośrodków o nikłym doświadczeniu lub mizernej operatywie. Krytycznie oceniam jednak przyjęte metody. Koncentracja świadczeń nie powinna zastępować koordynacji ścieżki pacjenta w rożnych podmiotach. Usługi powinny być budowane wokół pacjenta, a nie pacjenci gromadzeni wokół wielkich centrów medycznych, gdzie miesiącami czekają na przyjęcie. Koordynacja ma łączyć podmioty poprzez interoperacyjność i wiedzę o pacjencie, a nie koncentrację usług pod jednym dachem. Nie wolno dopuścić, aby specjalistyczna opieka środowiskowa bazowała w konsekwencji tych zmian na płatnościach z kieszeni pacjenta.
Anomalie w systemie dotykają tak sektora prywatnego jak i publicznego. Powinny być eliminowane poprzez właściwe regulacje, a nie doktrynalnie nieprzychylny stosunek do sektora prywatnego. Inwestycje publiczne nie są w stanie i nie powinny zastępować inwestycji prywatnych. Warto przypomnieć w tym miejscu Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju premiera Morawieckiego, rolę i znaczenie dla rozwoju państwa inwestorów prywatnych i dziesiątki miliardów złotych, które są wkładem inwestorów prywatnych w rozwój systemu ochrony zdrowia w ostatnim dwudziestoleciu.
Na sam koniec. Wierność ideałom Piketty’ego, jak w przypadku każdej ideologii, nie może być absolutna. Wymaga krytycznej refleksji tego, co w niej dobre, a co nie przystaje do rzeczywistości. Ta refleksja jest także udziałem samego autora, który we wstępie do swej książki stwierdza – „Nierówność sama w sobie nie musi być zła”. Umiejętnie zarządzana jest motorem rozwoju.
Panie Ministrze, proszę nie walczyć z sektorem prywatnym, proszę mądrze wykorzystać jego potencjał. Niszczyć jest łatwo, a jak skonkludował myśl o zdrowiu w trakcie kongresu partii prezes PiS – „Trzeba jeszcze wiele zrobić”.
Robert Mołdach
Pracodawcy Medycyny Prywatnej
Podczas V Kongresu Prawa i Sprawiedliwości prezes Jarosław Kaczyński krytycznie odniósł się do tempa zmian w sektorze ochrony zdrowia – „Pewien niepokój wzbudza także sytuacja w sferze służby zdrowia. Może się mylę, ale wydaje mi się, że zaawansowanie prac nad tą, tak bardzo potrzebną zmianą, jest tam jeszcze zbyt małe”.
Aby zrozumieć te słowa krytyki należy sięgnąć do książki Thomasa Piketty’ego „Kapitał w XXI wieku”, predestynującej do najważniejszej ekonomicznej książki dekady, a jednocześnie mającej czytelne odniesienia w Programie PiS. Piketty pisze wyraźnie: „Aby europejskie państwo socjalne mogło w sposób trwały spełniać swe zadania, zwłaszcza w dziedzinach edukacji, zdrowia i bezpieczeństwa, powinno nadal posiadać niezbędne do tego aktywa publiczne.”
Piketty zdaje się wierzyć, że tylko publiczna własność infrastruktury ochrony zdrowia może zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne wszystkim obywatelom i niwelować nierówności w zdrowiu. Tymczasem w Polsce wciąż mamy tysiące prywatnych praktyk lekarskich, centrów opieki specjalistycznej i setki prywatnych szpitali, które korzystają ze środków publicznych. Ta sytuacja może ulec wkrótce zmianie. Reforma, którą materializuje od 1 lipca 2016 roku minister Konstanty Radziwiłł opiera się na trzech filarach: publicznej własności przekształcanych szpitali, kryteriach oceny ofert preferujących koncentrację świadczeń i dostosowanej do skali tych skoncentrowanych podmiotów rewizji wyceny, która zakłada rozproszone koszty stałe.
Dokąd te rozwiązania prowadzą? Koncentracja świadczeń dyktowana interesem ekonomicznym a nie uwarunkowaniami klinicznymi, oddali opiekę od pacjenta. Założenie, że tak uformowane centra usług, które nazywam Ośrodkami Usług Skoncentrowanych, przy braku naturalnej konkurencji, sprostają niskiej wycenie przy zachowaniu wysokiej jakości, wydaje się problematyczne.
Towarzyszący temu odpływ świadczeń z samodzielnych ośrodków AOS i lokalnych szpitali jednego dnia oraz chirurgii planowej osłabi opiekę specjalistyczną w miejscu zamieszkania. Sprowadzenie opieki środowiskowej do opieki socjalnej i lekarza POZ, nawet z poszerzonymi kompetencjami, nie skompensuje niedoborów opieki specjalistycznej w miejscu zamieszkania pacjenta. Przejmujące ciężar lokalnej opieki Ośrodki Usług Skoncentrowanych nie będą w stanie wchłonąć zwiększonego wolumenu pacjentów i skali problemów klinicznych ze względu na problem „wąskich drzwi”. Nadmiar zasobów jest pozorny – dotyczy ciężkiej diagnostyki, łóżek, ale już nie zestawów chirurgicznych, instrumentariuszek, anestezjologów, logistyki ruchu pacjenta.
W efekcie pogorszy się dostępność opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych i żywiołowo rozwiną się środowiskowe usługi prywatne płatne z kieszeni pacjenta, co oznacza wzrost nierówności w zdrowiu. Część pacjentów, pozbawiona dostępu do świadczeń specjalistycznych w rejonie zamieszkania, zrezygnuje z opieki finansowanej ze środków publicznych. Odda miejsce innym (pozorne skrócenie kolejek), a sama skorzysta z opieki finansowanej prywatnie lub co gorsza w ogóle zrezygnuje ze świadczeń. To oznacza skrócenie długości życia i długości życia w zdrowiu.
Nie kwestionuję celów, które reforma ministra zdrowia ma hipotetycznie realizować – dostosowanie infrastruktury do potrzeb, lepsze wykorzystanie środków publicznych, wzrost efektywności systemu jako całości, poprawa jakości poprzez wyeliminowanie ośrodków o nikłym doświadczeniu lub mizernej operatywie. Krytycznie oceniam jednak przyjęte metody. Koncentracja świadczeń nie powinna zastępować koordynacji ścieżki pacjenta w rożnych podmiotach. Usługi powinny być budowane wokół pacjenta, a nie pacjenci gromadzeni wokół wielkich centrów medycznych, gdzie miesiącami czekają na przyjęcie. Koordynacja ma łączyć podmioty poprzez interoperacyjność i wiedzę o pacjencie, a nie koncentrację usług pod jednym dachem. Nie wolno dopuścić, aby specjalistyczna opieka środowiskowa bazowała w konsekwencji tych zmian na płatnościach z kieszeni pacjenta.
Anomalie w systemie dotykają tak sektora prywatnego jak i publicznego. Powinny być eliminowane poprzez właściwe regulacje, a nie doktrynalnie nieprzychylny stosunek do sektora prywatnego. Inwestycje publiczne nie są w stanie i nie powinny zastępować inwestycji prywatnych. Warto przypomnieć w tym miejscu Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju premiera Morawieckiego, rolę i znaczenie dla rozwoju państwa inwestorów prywatnych i dziesiątki miliardów złotych, które są wkładem inwestorów prywatnych w rozwój systemu ochrony zdrowia w ostatnim dwudziestoleciu.
Na sam koniec. Wierność ideałom Piketty’ego, jak w przypadku każdej ideologii, nie może być absolutna. Wymaga krytycznej refleksji tego, co w niej dobre, a co nie przystaje do rzeczywistości. Ta refleksja jest także udziałem samego autora, który we wstępie do swej książki stwierdza – „Nierówność sama w sobie nie musi być zła”. Umiejętnie zarządzana jest motorem rozwoju.
Panie Ministrze, proszę nie walczyć z sektorem prywatnym, proszę mądrze wykorzystać jego potencjał. Niszczyć jest łatwo, a jak skonkludował myśl o zdrowiu w trakcie kongresu partii prezes PiS – „Trzeba jeszcze wiele zrobić”.