Jesteśmy daleko z przygotowaniami do wprowadzenia dyrektywy
Jarosław Fedorowski, Prezes Polskiej Federacji Szpitali
Grozi nam, że to nie polskie szpitale przejmą niemieckich pacjentów, a odwrotnie - niemieckie polskich. Jesteśmy bowiem daleko z przygotowaniami do wprowadzenia dyrektywy transgranicznej.
Uważam za zasadne obawy NFZ, że dyrektywa transgraniczna spowoduje odpływ części polskich pacjentów do zagranicznych szpitali, np. w Niemczech czy Czechach. I rozumiem, że Fundusz czy ministerstwo martwi się o to, że przełoży się na dodatkowe wydatki na ich leczenie. Natomiast zupełnie nie rozumiem, dlaczego nasze urzędy, prócz cieni, nie dostrzegają blasków dyrektywy. Przecież odpływ polskich pacjentów może zostać nie tylko w pełni, ale i z nawiązką zrekompensowany przez napływ do naszych szpitali pacjentów z zagranicy, na przykład z Niemiec. Jeżeli do takiego zrekompensowania nie dojdzie, będziemy mogli mówić o porażce na własne życzenie.
A mamy jako kraj bardzo poważne atuty a także wolne moce przerobowe naszych szpitali, które mogłyby, według ocen ekspertów, przyczynić nam 5 mld zł dodatkowych zysków. Naszą mocną stroną są niskie ceny, co doceniane jest już i przez zagranicznych pacjentów, i płatników. I okazywane przez nich poprzez rosnące zainteresowanie naszą ofertą.
Nie mamy natomiast wymaganego przez dyrektywę punktu kontaktowego i systemów informatycznych. Polska ma opóźnienia w spełnieniu tych dość skromnych wymogów formalnych. A przez to wisi nad nami realne zagrożenie: polscy pacjenci – jak przewiduje NFZ - i tak odejdą do zagranicznych szpitali, które zaoferują im lepsze
Jarosław Fedorowski, Prezes Polskiej Federacji Szpitali
Grozi nam, że to nie polskie szpitale przejmą niemieckich pacjentów, a odwrotnie – niemieckie polskich. Jesteśmy bowiem daleko z przygotowaniami do wprowadzenia dyrektywy transgranicznej.
Uważam za zasadne obawy NFZ, że dyrektywa transgraniczna spowoduje odpływ części polskich pacjentów do zagranicznych szpitali, np. w Niemczech czy Czechach. I rozumiem, że Fundusz czy ministerstwo martwi się o to, że przełoży się na dodatkowe wydatki na ich leczenie. Natomiast zupełnie nie rozumiem, dlaczego nasze urzędy, prócz cieni, nie dostrzegają blasków dyrektywy. Przecież odpływ polskich pacjentów może zostać nie tylko w pełni, ale i z nawiązką zrekompensowany przez napływ do naszych szpitali pacjentów z zagranicy, na przykład z Niemiec. Jeżeli do takiego zrekompensowania nie dojdzie, będziemy mogli mówić o porażce na własne życzenie.
A mamy jako kraj bardzo poważne atuty a także wolne moce przerobowe naszych szpitali, które mogłyby, według ocen ekspertów, przyczynić nam 5 mld zł dodatkowych zysków. Naszą mocną stroną są niskie ceny, co doceniane jest już i przez zagranicznych pacjentów, i płatników. I okazywane przez nich poprzez rosnące zainteresowanie naszą ofertą.
Nie mamy natomiast wymaganego przez dyrektywę punktu kontaktowego i systemów informatycznych. Polska ma opóźnienia w spełnieniu tych dość skromnych wymogów formalnych. A przez to wisi nad nami realne zagrożenie: polscy pacjenci – jak przewiduje NFZ – i tak odejdą do zagranicznych szpitali, które zaoferują im lepsze