Obowiązkowy element lekcji w polskich podstawówkach – przerwa śródlekcyjna FitSchool

Autor: Medycyna Prywatna
13 października 2023

Uczniowie w klasach I-III mają średnio 5 godzin lekcji każdego dnia. Według badań1 dzieci w tej grupie wiekowej są w stanie skupić swoją uwagę przez zaledwie 25 minut. Dlatego stałym elementem lekcji powinny stać się przerwy śródlekcyjne, podczas których uczniowie wykonują krótkie ćwiczenia fizyczne. Nawet 3 minuty aktywności ruchowej w klasie pozwalają na poprawę koncentracji, dotlenienie mózgu oraz ograniczenie czasu przebywania w pozycji siedzącej. Ten prosty sposób sprawi, że nauka będzie o wiele przyjemniejsza, bardziej efektywna, a postawa ciała prawidłowa. 

Ponad 1700 uczniów w 96 szkołach w całej Polsce przez tydzień wykonało blisko 2500 przerw śródlekcyjnych. Każda przerwa to 3 minuty ćwiczeń, co dało łącznie ponad 5 dni nieustannego treningu. Wszystko to w ramach konkursu FitSchool, organizowanego przez Fundację Medicover w ostatnim tygodniu września.

Konkurs dla szkół

W dniach 25-29.09.2023 r. Fundacja Medicover zorganizowała konkurs dla klas I-III ze szkół podstawowych oraz zerówek w całej Polsce. Ideą konkursu była popularyzacja przerw śródlekcyjnych w przestrzeni szkolnej. Liczba zgłoszeń do konkursu oraz liczba odtworzeń treningów 3-minutowych przeszła najśmielsze oczekiwania organizatora, a tym samym pokazała jak łatwo można wdrożyć przerwy śródlekcyjne w trakcie dnia w szkole.

– Wystarczyło zaledwie kilka dni, podczas których proponowaliśmy klasie krótki trening w czasie lekcji, aby uczniowie przyzwyczaili się do tego. Dzieciaki wręcz czekają na ten moment lekcji i są ciekawe, jakiej dyscypliny sportowej będzie dotyczył kolejny 3-minutowy trening. Jestem przekonana, że przerwy śródlekcyjne będą stałym elementem każdego dnia nauki – mówi Pani Agata Jarczyk, nauczycielka wychowania fizycznego ze Szkoły Podstawowej nr. 4 im. Tadeusza Kościuszki w Świętochłowicach, która wygrała konkurs oraz nagrody w postaci sprzętu sportowego.

Regularne uprawianie sportu buduje w młodych ludziach poczucie odpowiedzialności, systematyczności, dążenie do wyznaczonego celu według zaplanowanych kroków, uczy pracy w grupie, a także radzenia sobie z sukcesem i z porażką.

Potrzeba zwiększenia aktywności fizycznej w szkole

Codzienne, wielogodzinne przebywanie dziecka w szkole w pozycji siedzącej jest czynnikiem szkodliwie wpływającym na rozwój organizmu. Praca umysłowa oraz siedzenie w bezruchu podczas zajęć szkolnych sprawiają, że dziecko szybko się męczy, na skutek czego przybiera nieprawidłową postawę ciała. Pozycja siedząca powoduje niedokrwienie dużych grup mięśniowych. Długotrwała praca dziecka w pozycji siedzącej zmniejsza także zdolności funkcji poznawczych. Aby zapobiec tym negatywnym zjawiskom, należy wprowadzać ćwiczenia śródlekcyjne. Taka aktywność fizyczna ma bardzo pozytywny wpływ zarówno na organizm młodego człowieka, jak i efektywność jego pracy umysłowej. Kilkuminutowe przerwy w pracy nad zadaniami powinny być stosowane kilkukrotnie w ciągu pobytu dziecka w szkole.

– Dbanie o rozwój dziecka jest wielościeżkowe. Harmonijna współpraca sfery poznawczej z przerwami o typie ruchowym okazała się najlepszym rozwiązaniem, aby wspomagać każde pole rozwoju. Ruch nie tylko okazał się skuteczną formą odpoczynku dla dzieci po szkole, ale również krótkie przerwy w trakcie nauki pozytywnie wpływają na to, co dziecko wynosi z lekcji – dodaje lek. Alicja Sapała-Smoczyńska, specjalista pediatrii, Kierownik Działu Medycznego Szpitala Medicover.

Według rekomendacji WHO każde dziecko powinno być aktywne fizycznie minimum 60 min dziennie, a 3 dni w tygodniu wykonywane ćwiczenia powinny być o dużej intensywności. Aktywność fizyczna w klasie, w trakcie lekcji, może stanowić okazję do zwiększenia ogólnego poziomu aktywności fizycznej w szkole, jednocześnie poprawiając wyniki związane z nauką.

O programie FitSchool – dobre nawyki ruchowe małymi krokami

Fundacja Medicover, we współpracy z pediatrami oraz fizjoterapeutami dziecięcymi, stworzyła Program FitSchool, aby wprowadzić dobre nawyki ruchowe od najwcześniejszych lat w szkole. Jednym z filarów Programu są właśnie treningi 3-minutowe, które mogą posłużyć w klasie jako narzędzie do wprowadzenia przerw śródlekcyjnych do stałego harmonogramu pracy z najmłodszymi dziećmi.

3-minutowe treningi FitSchool to krótkie, ale intensywne serie ćwiczeń z trenerem na ekranie. Zaletą tych ćwiczeń jest możliwość wykonywania ich w szkolnej klasie, bez konieczności wykorzystania sali gimnastycznej. Ćwiczenia przygotowane są w taki sposób, aby uczniowie mogli je wykonywać bezpiecznie na niewielkiej przestrzeni między ławkami. Ćwiczenia śródlekcyjne mogą być przeprowadzone zawsze wtedy, gdy nauczyciel zauważy znużenie, zmęczenie i trudności z koncentracją u uczniów. Wielokrotne powtarzanie treningów 3-minutowych może prowadzić do utrwalenia nawyków związanych z ruchem, który jest jednym z podstawowych elementów profilaktyki zdrowotnej, w tym chorób cywilizacyjnych.

Dzieci, które dużo się ruszają, mają ogólnie lepsze zdrowie, są mniej podatne na choroby somatyczne i wykazują mniej zaburzeń psychicznych.

Z Programu FitSchool mogą bezpłatnie korzystać nauczyciele w całej Polsce. Poza treningami 3-minutowymi, nauczyciel ma także dostęp do treningów 30-minutowych przewidzianych do stosowania podczas lekcji WF. Program FitSchool to także bezpłatne certyfikowane szkolenia online dla nauczycieli. Od marca 2023 do programu dołączyło: 400 nauczycieli oraz 22 500 uczniów w 200 szkołach.

Dodatkowe informacje można uzyskać na stronie internetowej www.fitschool.pl.

Źródło:

  1. Sidney M. Baker, Louise Bates Ames i inni, „Rozwój psychiczny dziecka”. ↩︎

Inne artykuły

Mężczyźni coraz chętniej poprawiają urodę. 24% więcej mężczyzn zdecydowało się na zabieg medycyny estetycznej, rosną też ich wydatki

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 10.03.2025

W Polsce mieszka ok. 18 mln mężczyzn i coraz więcej z nich decyduje się na inwestycję w swój wygląd nie tylko poprzez wizyty na siłowni. Jak wynika z danych Estell, w 2024 roku liczba panów korzystających z zabiegów medycyny estetycznej wzrosła o 24% w porównaniu do roku poprzedniego. Mężczyźni nie tylko częściej odwiedzają kliniki, ale także przeznaczają na zabiegi średnio o 20% więcej środków niż w poprzednim roku. Dr Krzysztof Jakubowski zwraca uwagę, że dbanie o wygląd przestało być domeną wyłącznie kobiet, a panowie coraz śmielej sięgają po rozwiązania, które pozwalają im czuć się i wyglądać lepiej.

Wzrost zainteresowania mężczyzn medycyną estetyczną to efekt kilku czynników. Z jednej strony coraz więcej panów trafia do naszych klinik dzięki rekomendacjom kobiet – to często żony, partnerki czy nawet matki zachęcają ich do skorzystania z zabiegów. Z drugiej strony – nie możemy ignorować wpływu mediów społecznościowych. Platformy takie jak Instagram czy TikTok kreują nowe standardy męskiego piękna, a mężczyźni chcą im sprostać. Dodatkowo, medycyna estetyczna przestaje być postrzegana jako domena kobiet – dziś to po prostu element dbania o siebie, także w aspekcie zdrowotnym, na który decydują się mężczyźni w każdym wieku – podkreśla dr n. med Krzysztof Jakubowski, kierownik medyczny z kliniki Estell.

Mężczyźni inwestują w siebie bardziej niż kiedykolwiek

Liczba mężczyzn decydujących się na zabiegi medycyny estetycznej zwiększyła się o niemal jedną czwartą (+24% r/r) w porównaniu do roku poprzedniego, wynika z najnowszych danych kliniki Estell. To przełożyło się na nieco wyższy udział mężczyzn w strukturze klientów kliniki medycyny estetycznej – w 2024 roku wyniósł już 22% (w 2023 – 20%). To wyraźny sygnał, że panowie coraz śmielej sięgają po rozwiązania, które pomagają im zadbać o wygląd i samopoczucie. Co ciekawe, nie tylko rośnie liczba klientów, ale także ich wydatki. Średnio każdy mężczyzna w ubiegłym roku wydał w klinice o jedną piątą więcej niż w 2023 roku. To wskazuje, że panowie nie tylko częściej korzystają z usług, ale też wybierają bardziej zaawansowane lub dodatkowe zabiegi.

Młodsi mężczyźni dołączają do trendu

Medycyna estetyczna przestaje być domeną starszych mężczyzn. Choć największą grupę klientów stanowią panowie w wieku 41-50 lat (30%), to już co czwarty pacjent ma mniej niż 30 lat (24%). To wyraźny sygnał, że coraz młodsi mężczyźni chcą „coś poprawić” lub „naprawić” w swoim wyglądzie, często zanim pojawią się pierwsze oznaki starzenia.

Biorąc pod lupę najpopularniejsze zabiegi, mężczyźni najczęściej decydują się na leczenie dermatologiczne, takie jak lasery naczyniowe, które pomagają w walce z trądzikiem różowatym czy zaczerwienieniami skóry. Dużym zainteresowaniem cieszy się również toksyna botulinowa, która skutecznie redukuje zmarszczki mimiczne. Podium najpopularniejszych zabiegów zamyka laseroterapia, która poprawia kondycję skóry. Nie można zapomnieć o zabiegach wzmacniających włosy, które są szczególnie popularne wśród mężczyzn borykających się z problemem łysienia.

Trend wzrostowy wśród mężczyzn korzystających z medycyny estetycznej jest wyraźny i stabilny. W 2021 roku panowie stanowili 16% naszych klientów, w 2022 roku – 18%, a w 2023 roku już 20%. Ta tendencja pokazuje, że medycyna estetyczna przestaje być męskim tematem tabu. Spodziewamy się, że w kolejnych latach odsetek mężczyzn będzie nadal rósł, a zabiegi takie jak: mezoterapia skóry głowy, botoks czy laseroterapia będą cieszyć się jeszcze większą popularnością – podsumowuje dr n. med. Krzysztof Jakubowski, kierownik medyczny z kliniki Estell.

Przeczytaj teraz

55 proc. Polaków chciałoby zrezygnować z obowiązkowej składki zdrowotnej

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 5.03.2025

Ponad połowa Polaków (55 proc.) deklaruje, że gdyby miała wybór, zrezygnowałaby z obowiązkowej składki zdrowotnej i samodzielnie finansowała leczenie – wynika z badania enel-med. Już teraz dwa razy więcej osób wybiera prywatną opiekę zdrowotną zamiast publicznej (36 proc. vs. 17 proc.), a wśród młodszych pacjentów, od 18. do 30. r.ż., ten odsetek sięga 46 proc. Prywatnie najczęściej leczymy się u stomatologa (65 proc.), okulisty (44 proc.), dermatologa (29 proc.) i psychologa (19 proc.). Eksperci enel-med podkreślają, że dziś często za leczenie płacimy podwójnie, ale dyskusja o przyszłości systemu ochrony zdrowia nie może pomijać roli Narodowego Funduszu Zdrowia. Mimo rosnącej popularności prywatnej opieki, NFZ pozostaje kluczowy dla finansowania kosztownych usług, takich jak: hospitalizacje i operacje.

– Podmioty z prywatnego sektora medycznego, takie jak enel-med, prowadzą pacjenta profilaktycznie, zapewniając kompleksową opiekę ambulatoryjną i nowoczesną diagnostykę. Dzięki temu możliwe jest wczesne wykrywanie schorzeń i zapobieganie ich dalszemu rozwojowi, co zmniejsza ryzyko hospitalizacji i obniża koszty leczenia ponoszone przez NFZ. Publiczna ochrona zdrowia angażuje się głównie wtedy, gdy konieczne jest leczenie zaawansowanych przypadków i kosztowna hospitalizacja. Pacjenci, którzy na co dzień koncentrują się na profilaktyce i regularnych konsultacjach, dostrzegają braki Narodowego Funduszu Zdrowia w tym zakresie. Potwierdzają to wyniki badań CBOS – aż 60 proc. ankietowanych negatywnie ocenia działanie publicznej opieki zdrowotnej. Długie kolejki do specjalistów, ograniczony dostęp do diagnostyki i trudności w umawianiu wizyt powodują, że coraz więcej osób rozważa prywatne leczenie. Płacąc za konkretne usługi, pacjenci mają zdecydowanie większą pewność, że otrzymują je na czas i w wysokiej jakości. Nie dziwi zatem fakt, że ponad połowa badanych deklaruje gotowość do samodzielnego finansowania leczenia, gdyby miała taką możliwość – podkreśla Jacek Rozwadowski, Prezes Zarządu Centrum Medycznego ENEL-MED.

Polacy coraz częściej leczą się prywatnie

Publiczna ochrona zdrowia w Polsce od lat boryka się z problemami. Kolejki do specjalistów liczone w miesiącach, trudności z dostępem do badań diagnostycznych i przeciążone szpitale powodują, że coraz więcej pacjentów szuka ratunku w prywatnych placówkach. Jak wynika z raportu enel-med „Łączy nas zdrowie” aż 55 proc. Polaków deklaruje, że gdyby mieli wybór, zrezygnowaliby z obowiązkowej składki zdrowotnej (30 proc. zdecydowanie tak, 25 proc. raczej tak). Opinie w tym temacie są podobne niezależnie od pokolenia pacjentów.

Niezadowolenie z publicznej opieki zdrowotnej potwierdza fakt, że dwa razy więcej Polaków woli korzystać z prywatnej opieki niż publicznej (36 proc. vs. 17 proc.). 34 proc. osób korzysta z obu dostępnych form. Jednak tutaj widać różnice pokoleniowe – młodsi pacjenci częściej wybierają leczenie prywatne. 46 proc. przedstawicieli pokolenia Z (18-30 lat) woli korzystać z płatnych usług medycznych, podczas gdy wśród osób powyżej 50. roku życia odsetek ten wynosi 30 proc. Starsze pokolenia są bardziej przywiązane do NFZ – w ich przypadku wynika to z przyzwyczajenia, jak i realiów sprzed lat, gdy prywatna medycyna nie była tak rozwinięta.

Polacy zapytani o przewagi prywatnej opieki zdrowotnej w pierwszej kolejności wskazali na krótsze kolejki do lekarzy (66 proc.), w drugiej na wyższą jakość usług (55 proc.), a 37 proc. osób zwraca uwagę na lepszą dostępność specjalistów. Co czwarty respondent (28 proc.) uważa, że prywatne placówki dysponują nowocześniejszym sprzętem medycznym.

Za leczenie płacimy podwójnie

Polacy mogą korzystać z konsultacji różnych lekarzy niemal zawsze w ramach NFZ. Jednak w praktyce, w przypadku większości specjalizacji, więcej pacjentów decyduje się na wizytę prywatną niż bezpłatną. Z raportu enel-med wynika, że w stomatologii aż 65 proc. pacjentów decyduje się na leczenie prywatne (także w ramach pakietów medycznych), podczas gdy jedynie 22 proc. korzysta z NFZ. Podobnie w okulistyce zdecydowanie więcej Polaków wybiera prywatne wizyty lub w ramach pakietu medycznego, niż korzysta z leczenia w sektorze publicznym (odpowiednio 40 proc. i 30 proc. wskazań). W dermatologii prywatne wizyty są częściej wybierane przez 29 proc. pacjentów, w porównaniu do 22 proc. korzystających z opieki publicznej. W przypadku psychologów różnica jest dwukrotna – 19 proc. Polaków woli wizytę prywatną, a jedynie 8 proc. korzysta z NFZ. Jedynie w przypadku lekarza rodzinnego i pediatry Polacy częściej wybierają publiczną opiekę zdrowotną. Z usług lekarza rodzinnego w ramach NFZ korzysta 67 proc. pacjentów, a prywatnie tylko 21 proc. W przypadku pediatry jest to 24 proc. na NFZ i 15 proc. prywatnie.

Dyskusja o przyszłości systemu ochrony zdrowia nie może pomijać roli Narodowego Funduszu Zdrowia, który wciąż zapewnia dostęp do leczenia w obszarach, gdzie koszty są bardzo wysokie, takich jak: hospitalizacje, leczenie przewlekłych chorób, operacje czy porody. W ramach Funduszu dostępne są także operacje zaćmy, kolonoskopie czy konsultacje w placówkach Podstawowej Opieki Zdrowotnej i Ambulatoryjnej Opieki Specjalistycznej, z których Polacy coraz chętniej korzystają. Te usługi świadczą także prywatne placówki, które mają kontrakty z systemem publicznej opieki zdrowotnej, jak np. enel-med, i widzimy duże zainteresowanie pacjentów taką formą leczenia. Często pacjenci nie są świadomi rzeczywistych kosztów tych zabiegów, a dopiero analiza wydatków dostępna na Internetowym Koncie Pacjenta pozwala dostrzec ich pełną skalę. To jasny dowód na to, jak istotne jest połączenie obu sektorów w zapewnianiu kompleksowej opieki zdrowotnej – wyjaśnia Jacek Rozwadowski, Prezes Zarządu Centrum Medycznego ENEL-MED.

I dodaje: – Choć prywatna opieka staje się coraz bardziej popularna, całkowita rezygnacja z Narodowego Funduszu Zdrowia nie byłaby rozwiązaniem dla wszystkich, dlatego konieczne jest znalezienie równowagi między obiema formami finansowania leczenia, ponieważ dziś często płacimy podwójnie, szczególnie w obszarze ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. Na horyzoncie nie widać wciąż koniecznych zmian systemowych, a czasami niewiele potrzeba. Na przykład dobrym krokiem rządu byłoby przywrócenie odpisu od podatku wydatków na leczenie. Jednocześnie uzyskalibyśmy pozytywny efekt fiskalny – faktury potrzebne pacjentom do rozliczenia PIT wpłynęłyby w pewnym stopniu na ograniczenie szarej strefy w prywatnym lecznictwie i zwiększyły wpływy z podatków – wyjaśnia Jacek Rozwadowski, Prezes Zarządu Centrum Medycznego ENEL-MED.

Przeczytaj teraz

John Stubbington od 1 maja 2025 roku obejmie funkcję CEO Medicover

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 17.02.2025

Rada Dyrektorów Medicover AB (publ) („Medicover”) ogłosiła, że od 1 maja 2025 r. John Stubbington zastąpi Fredrika Rågmarka w funkcji globalnego CEO grupy Medicover i będzie zarządzał całościowo międzynarodową grupą.

Po 30 latach pracy w Medicover, w tym 25 latach jako CEO, Fredrik Rågmark ustąpi ze swojej zarządczej funkcji z końcem kwietnia 2025 roku i będzie współpracował z Medicover przez cały 2025 rok.

– W imieniu Rady Dyrektorów i całej firmy chciałbym podziękować Fredrikowi za jego wyjątkowy wkład w rozwój Medicover i wybitne przywództwo przez te wszystkie lata. Fredrik odegrał kluczową rolę w budowaniu sukcesu Medicover, a także w rozwoju potencjału firmy jako wiodącego dostawcy usług zdrowotnych i diagnostycznych. Co więcej, mamy silnego wewnętrznego następcę w osobie Johna, który z dużym sukcesem rozwinął Dywizję Healthcare Services – mówi Fredrik Stenmo, Przewodniczący Rady Dyrektorów Medicover.

– Wspólnie z Radą Dyrektorów doszliśmy do wniosku, że to właściwy moment dla firmy i dla mnie na ustąpienie z funkcji CEO. Jestem bardzo dumny z rozwoju Medicover na przestrzeni tych lat, z naszych pracowników i naszej kultury organizacyjnej oraz nieustająco rentownego wzrostu organicznego naszej firmy. Wierzę, że mamy bardzo dobrego następcę – Johna Stubbingtona, który istotnie przyczynił się do sukcesu naszego biznesu – mówi Fredrik Rågmark, CEO Medicover.

John Stubbington, obecnie Chief Operating Officer Dywizji Healthcare Services, jednej z dwóch linii biznesowych Medicover, dołączył do Medicover w 2010 roku. Wcześniej zajmował różne stanowiska w BUPA, globalnej firmie oferującej ubezpieczenia zdrowotne, w tym przez dziewięć lat pracował w ich dywizji biznesów międzynarodowych.

– Jestem bardzo wdzięczny za zaufanie Rady Dyrektorów i zaszczycony możliwością budowania dalszego rozwoju Medicover na fundamencie, który Fredrik i nasz zespół zarządzający rozwijali przez wiele lat. Z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji naszej drogi do sukcesu wraz z wszystkimi zespołami Medicover – mówi John Stubbington, nadchodzący CEO Medicover.


Przeczytaj teraz

Centrum Medyczne MML realizuje program leczenia biologicznego pacjentów z przewlekłym zapaleniem zatok z polipami nosa

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 15.02.2025

Warszawskie Centrum Medyczne MML, wiodący ośrodek otorynolaryngologiczny w Polsce, realizuje program lekowy dla pacjentów z ciężkim, przewlekłym zapaleniem błony śluzowej nosa i zatok przynosowych z polipami nosa (B.156). Uczestnictwo w programie daje chorym możliwość leczenia nowoczesnymi lekami biologicznymi. Dzięki kontraktowi z Narodowym Funduszem Zdrowia (NFZ) leczenie jest bezpłatne dla pacjentów.

Na przewlekłe zapalenie zatok przynosowych z polipami nosa skarży się około 3% populacji krajów zachodnich. Najczęściej chorują młodzi dorośli i osoby w średnim wieku. Schorzenie objawia się m.in. blokadą nosa, zaburzeniami węchu, katarem, spływaniem wydzieliny po tylnej ścianie gardła, bólami w obrębie twarzoczaszki, bólami głowy czy chrapaniem. Choroba znacząco pogarsza jakość życia – ma wpływ na jakość snu, zdrowie psychiczne i funkcjonowanie społeczne. U wielu pacjentów, mimo regularnego leczenia donosowymi glikokortykosteroidami, schorzenie pozostaje niekontrolowane i wymaga okresowego leczenia zabiegowego oraz doustnymi glikokortykosteroidami.

Rewolucja w terapii przewlekłego zapalenia zatok z polipami nosa

Chorzy na przewlekłe zapalenie zatok przynosowych z polipami nosa, którzy nie odnoszą korzyści ze standardowego leczenia farmakologicznego i zabiegów chirurgicznych, zyskali obecnie możliwość terapii lekami biologicznymi. Stanowią one przełom w leczeniu tego schorzenia. Ich działanie jest przyczynowe. Polega na blokowaniu mechanizmów prowadzących do procesu zapalnego. Terapia lekami biologicznymi zmniejsza objawy przewlekłego zapalenia zatok przynosowych, hamuje rozwój polipów nosa oraz ogranicza konieczność poddawania się zabiegom operacyjnym. Dzięki temu przywraca dobrą jakość życia.

Program lekowy z użyciem leków biologicznych

Od niedawna polscy pacjenci z ciężkim, przewlekłym zapaleniem błony śluzowej nosa i zatok przynosowych z polipami nosa mogą korzystać z programu lekowego, w którym stosowane jest leczenie biologiczne dupilumabem i mepolizumabem (B.156). Program jest skierowany do dorosłych pacjentów, którzy nie odnieśli korzyści ze standardowego leczenia farmakologicznego i zabiegowego. W październiku ubiegłego roku do realizacji programu przystąpiło również warszawskie Centrum Medyczne MML. Dzięki kontraktowi MML z Narodowym Funduszem Zdrowia udział w programie lekowym jest bezpłatny dla pacjenta.

– Cieszymy się, że możemy zaoferować pacjentom z przewlekłym zapaleniem zatok z polipami nosa nowoczesne leczenie biologiczne. Udział w programie lekowym jest szansą dla chorych, u których standardowe leczenie farmakologiczne i zabiegowe nie wystarcza do kontroli choroby. Pozwoli na przywrócenie dobrej jakości życia pacjentów, którzy przez lata zmagali się z objawami schorzenia i przechodzili, niekiedy wiele razy, leczenie zabiegowe – powiedział dr hab. n. med. Michał Michalik, założyciel Centrum Medycznego MML, specjalista otorynolaryngologii, chirurgii głowy i szyi oraz medycyny lotniczej.

Jak skorzystać z programu leczenia biologicznego w MML?

Pacjenci zainteresowani udziałem w programie leczenia biologicznego przewlekłego zapalenia zatok z polipami nosa mogą się zgłaszać do Centrum Medycznego MML na konsultacje kwalifikacyjne. Odbywają się one w ramach kontraktu z NFZ. Zapisy przyjmowane są pod numerem 22 406 54 22. Na początku przeprowadzana jest diagnostyka, która pozwala potwierdzić wskazania do leczenia biologicznego. Program lekowy jest przeznaczony dla dorosłych pacjentów, u których leczenie doustnymi glikokortykosteroidami i przebyte co najmniej 2 zabiegi operacyjne zatok (lub przeciwwskazania do zabiegu) nie zapewniają kontroli choroby. Od pacjenta wymaga się dokumentacji medycznej potwierdzającej nieskuteczność standardowych metod terapii.

Przeczytaj teraz

Komentarz Pracodawców Medycyny Prywatnej dotyczący stanowiska 5/2024 Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 11.02.2025

W związku z opublikowanym stanowiskiem 5/2024 Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych z dnia 17 grudnia 2024 r. w sprawie praktyk wyłączania medycznych laboratoriów diagnostycznych ze struktur podmiotów leczniczych, zamieszczonym pod linkiem: https://kidl.org.pl/get-file/14295, Pracodawcy Medycyny Prywatnej przekazali do KRDL poniższe pismo.

Przeczytaj teraz

81 proc. dzieci i młodzieży przeżywa swoje uczucia samotnie. Walentynki to dobry moment, by stworzyć atmosferę otwartości

Autor: Medycyna Prywatna
Dodano: 11.02.2025

Ponad połowa (57 proc.1) dorosłych Polaków obchodzi walentynki, ale to święto bardzo często celebrują dzieci i młodzież. W szkołach działa poczta walentynkowa, pluszowe maskotki trafiają do rąk sympatii, a kartki z wyznaniami są dyskretnie wsuwane do szkolnych szafek. Mimo tych gestów, aż 8 na 10 dzieci i nastolatków przyznaje, że na co dzień ukrywa swoje emocje przed otoczeniem – wynika z badania programu „POLećmy ze wsparciem”. Skąd ta bariera? Psycholog enel-med tłumaczy, dlaczego młodzi tak rzadko otwarcie mówią o uczuciach i jak duże znaczenie ma edukacja emocjonalna w budowaniu pewności siebie i relacji z innymi.

Zauroczenie, zakochanie, pragnienie bycia czyjąś „drugą połówką” to stany, o których marzy wielu nastolatków. Kiedy pojawia się młodzieńcza miłość, jest niezwykle silna, podobnie jak inne emocje w okresie dorastania. Takie pierwsze doświadczenia pozwalają lepiej poznać siebie i odkryć nieznane dotąd aspekty własnej tożsamości. Pierwsza miłość to ważny etap rozwoju, czas odkrywania swoich potrzeb i kształtowania oczekiwań wobec relacji romantycznych, które przestają opierać się jedynie na wyidealizowanych obrazach z seriali czy mediów społecznościowych, a zaczynają wynikać z własnych przeżyć i doświadczeń. Wpływa także na sposób postrzegania uczuć w przyszłości. Możliwość bycia w związku dla wielu nastolatków jest źródłem dowartościowania – czują się lepiej, mając u swojego boku drugą osobę, a ich poczucie własnej wartości wzrasta. Dopiero z czasem zaczynają rozumieć, że motywacje do wchodzenia w relacje powinny być inne – podkreśla Bartosz Neska, psycholog dzieci i młodzieży w enel-med.

Samotność w świecie emocji

Młodzieńcza miłość to intensywne doświadczenie, które niesie ze sobą zarówno euforię, jak i lęk przed odrzuceniem czy niepewność co do własnych uczuć. Tymczasem wyniki badań dotyczących świadomości emocjonalnej młodzieży pokazują, że wielu nastolatków przeżywa swoje emocje w samotności. Aż 81 proc. młodych ludzi w wieku 14-18 lat ukrywa swoje uczucia przed otoczeniem, a 33 proc. deklaruje, że radzi sobie z nimi całkowicie samodzielnie – wynika z badania „POLećmy ze wsparciem”. To alarmujące dane, zwłaszcza że niemal 40 proc. badanych nigdy nie uczyło się, jak zarządzać emocjami, a jedynie 8 proc. wskazuje szkołę jako źródło takiej wiedzy. W efekcie pierwsza miłość, zamiast być naturalnym etapem rozwoju emocjonalnego, często staje się dla młodych ludzi wyzwaniem, któremu muszą sprostać bez odpowiedniego wsparcia. Brak edukacji emocjonalnej i otwartego dialogu sprawia, że nastolatkowie uczą się zarządzania uczuciami metodą prób i błędów, co może prowadzić do wykształcenia niezdrowych wzorców w przyszłych relacjach.

Zakochanie często wiąże się z trudnymi momentami i emocjonalnymi upadkami. Wiele uczuć, które mu towarzyszą, jest dla nastolatków nowych i trudnych do opanowania. Zazdrość, lęk, złość czy smutek to emocje, które mogą pojawić się równie często, co radość i ekscytacja, wpływając na ich zachowanie. Szczególnie bolesne bywają sytuacje, gdy uczucie nie jest odwzajemnione lub dochodzi do rozstania. Dla młodego człowieka, który dopiero poznaje, czym jest romantyczna miłość, mogą to być prawdziwe „końce świata”. W tym wymagającym czasie kluczową rolę odgrywają rodzice i inni bliscy dorośli. Często, chcąc jak najszybciej uśmierzyć ból dziecka, umniejszają znaczenie jego przeżyć. Tymczasem perspektywa nastolatka jest zupełnie inna. Słysząc takie komunikaty, może poczuć się niezrozumiany, co prowadzi do zdystansowania się, ograniczenia zaufania i osłabienia relacji. Tym, czego młodzież naprawdę potrzebuje, jest akceptująca, wyrozumiała obecność. Empatia, bliskość i towarzyszenie dziecku w jego przeżyciach, zarówno poprzez rozmowę, jak i gotowość do wspólnego milczenia – to najcenniejsze, co mogą mu ofiarować dorośli. Nastolatek może potrzebować czasu, by uporać się z rozstaniem lub nieodwzajemnionym uczuciem, a jeśli wsparcie bliskich okaże się niewystarczające, warto rozważyć pomoc psychologa – dodaje Bartosz Neska, psycholog dzieci i młodzieży w enel-med.

Siła otwartej rozmowy

Atmosfera w domu ma ogromny wpływ na to, jak młodzi ludzie uczą się rozumieć i wyrażać emocje. Akceptacja wszystkich stanów emocjonalnych – zarówno dzieci, jak i dorosłych – sprzyja budowaniu relacji opartych na zaufaniu. Gdy rozmowa o uczuciach staje się codziennością, łatwiej dostrzec trudności w ich regulacji i wesprzeć dziecko w radzeniu sobie z nimi, samodzielnie lub przy wsparciu specjalisty. Tymczasem wielu nastolatków ukrywa swoje emocje, obawiając się krytyki, odrzucenia czy bycia postrzeganym jako słabszy. Niektórzy z natury są bardziej skryci, inni nie mieli okazji nauczyć się otwartej komunikacji. Wspierające środowisko, w którym emocje są traktowane jako naturalny element życia, może pomóc młodzieży nie tylko w przeżywaniu pierwszej miłości, ale także w radzeniu sobie z innymi wyzwaniami, które niesie dorastanie.

Ukrywanie emocji może wynikać z różnych przyczyn. Wielu nastolatków jest z natury skrytych, wolą nie uzewnętrzniać swoich uczuć i radzić sobie z nimi samodzielnie. Co więcej, mówienie o emocjach, szczególnie tych szufladkowanych jako negatywne, wymaga odwagi i może wiązać się z krytyką, odrzuceniem, byciem postrzeganym jako słabszy, czego młodzież – często walcząca o pozycję w grupie – chce uniknąć. Część nastolatków, szczególnie kiedy w przeszłości nie otrzymała pomocy i wsparcia, może mieć przykre doświadczenia, na podstawie których nie chce już więcej dzielić się tym, co czują. Dlatego otwarta atmosfera, akceptująca wszystkie stany emocjonalne domowników, zarówno dzieci, jak i rodziców, sprzyja budowaniu relacji, w których o emocjach łatwiej się rozmawia. A gotowość do rozmawiania o emocjach pozwala dostrzegać problemy z ich samoregulacją, radzeniem sobie z trudnymi odczuciami i uczyć jak z emocjami skutecznie sobie radzić – podsumowuje Bartosz Neska, psycholog dzieci i młodzieży w enel-med.

***

  1. https://business.payback.pl/aktualnosci/57-polakow-obchodzi-walentynki/ ↩︎

Przeczytaj teraz